To mi od samego początku śmierdziało i tyle. To nie mogło wyjść inaczej. Ta sprawa z grubsza byłą skazana na porażkę. Wyszło w toku znajomości na jaw,że ja jestem SocjoTechniką oraz jak bardzo się na te mediacje nie nadaję. Cała prawda o mnie jeste,że używam SocjoTechniki czyli samej siebie do bycia sobą i to właśnie ludzi wlcoorvvia jak cholera. Idąc na te spotkania mediacyjne czułam się jakbym szła na targ i miałabym sprzedawać swoją wiedzę, usługi jak i mediacje dla dobra ludzi. Ale mi to nie wychodzi. A targ nie dość, że to jest bazar to jeszcze czułam się jak na stoisku z nieświeżymi rybami. To śmierdziało:
Tak czy inaczej w oczach ludzi jestem przechwalającą się megalomanką i nikim innym. Moje idealne odbicie to właśnie bycie w moim SocjoTechnicznym lustrze a raczej zdaniem ludzi tym bardziej mediatorów w krzywym zwierciadle, które zamiast mówić prawdę mówi to co chcemy usłyszeć budując zaufanie. Gdy zapytamy:"Lustereczko, lustereczko, powiedz przecie: Kto jest naj[piękniejszy na świecie?" usłysmzy odpowiedź właśnie,że to my sami.
Nazywam się SocjoTechnika. Śmiać mi się z siebie samej chce... Bo jestem SocjoTechnika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz