To zaczęło się w 2007 roku. Od października. Moje kłopoty z prawem eskalowały gdy to 1 kwietnia 2008 roku na równe pół roku po moim pójściu na studia zadzwonił do mnie policjant-Andrzej Ł.,który poinformował mnie,że zaprasza mnie w tej sprawie na przesłuchanie wyznaczone na datę 8 kwietnia 2008...
Czego dotyczyła sprawa??? Mego znęcania się nad panią rektor WSZIF-u,niejaką Grażyną B.S. oraz nad jej córką Aleksandrą. Obie te kobiety posądzały mnie o romans z ich mężem i ojcem-Mieczysławem,który był na tej uczelni dziekanem.
Przesłuchanie ostatecznie przesunięto z pewnych powodów na 10 kwietnia 2008 a ja musiałam się iść z tego tłumaczyć.
Mijały lata a pani Grażyna i jej córka Aleksandra stawały się coraz bardziej uciążliwe dla mnie,ponieważ osądzały mnie o groźby karalne wobec nich a daty 12.12.2008 pan Mieczysław zmarł we śnie. Wtedy powiedziałam jego żonie,że gdyby ona lepiej dbała o męża nie stałoby się nic pewnie... To przelało czarę goryczy.
Daty 26 czerwca 2009 roku dziekan,który go zastąpił po śmierci-był to Jan Ś. oznajmił mi,że:
"My już oddaliśmy sprawę do prokuratury. Wiadomo kto takie poglądy wyznawał i jak skończył(...)".
Po tych słowach postanowiłam na gwałt znaleźć pracę więc zatrudniłam się w jednym z podwrocławskich urzędów Miasta i Gminy jako archiwistka by móc zapłacić adwokatowi bo nie miałam z czego... Z owej pracy mnie wylano z powodu tego,że zmuszałam się do pracy.
Nie musiałam długo czekać na proces. Daty 3 listopada 2009 roku otrzymałam oficjalne powiadomienie o tym fakcie. Do akcji i pomocy mi wkroczył mój adwokat,na którego uzbierałam sobie pieniądze.
Ostatecznie proces zakończył się 21.12.2009 a ja od tamtej pory żyję z karą i zbrodnią jaką dokonałam a były to groźby karalne do rektorki WSZIF oraz jej córki...
WSZIF-to im zawdzięczam swój proces oraz fakt tego,że jestem dziś tym kim jestem...
Na taki los skazali mnie ci ludzie:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz