sobota, 25 kwietnia 2020

Nigdy nie zapomnę skąd pochodzę...

Najważniejsze w życiu każdego z nas są korzenie. Jak u drzewa-jedni się przesadzają a drudzy rosną w siłę i grubość korzenia ale nie każdego z nas jest to wybór gdzie się ktoś urodził czy dokąd pojedzie. Jak na przykład ja sobie nie wybierałam miasta pobytu w ZK-wybrali je za mnie inni daty 13 marca 2015 a moje miejsce urodzenia też nie jest zbyt zgodne z tym,gdzie dorastali moi rodzice czy przodkowie.
Moja np prababcia pochodzenie miała ze Skawiny i tam też mieszkają moi wujkowie. Tak się jakoś potoczyło,że zarówno moja babcia jak i prababcia zmarły w miejscowości Szczury na Wielkopolsce nieopodal Ostrowa Wielkopolskiego a moja matka jest już Ostrowianką.
Mój ojciec pochodzi i urodził się w miejscowości Kępno na Wielkopolsce.
Ja za to urodziłam się w wyniku przemieszczania się ludności,migracji za pracą w tym brzydkim Wrocławiu.
Nie wiem zatem czy jeżeli ja mam korzenie wielkopolskie to czemu Wielkopolanie patrzą na mnie jakbym uciekła kowalowi spod młota bo urodzona jestem we Wrocławiu a więc nie jestem już "swoja".
Gdy byłam wolontariuszką,która chodziła i zbierała na chore dzieci dla Fundacji to wówczas gdy chodziłam po Kępnie, ludzie interesowali się od których ja jestem ludzi o tym nazwisku co je noszę. Pytano mnie o to często i padały zapytania czy też może od "tych nauczycieli" czy "od tych co mieszkają tu na ulicy takiej" ale ja zawsze odpowiadałam szczerze.
W Kępnie moje nazwisko jest dosyć popularne bo co drugi to albo "Zimoch" albo "Żłobiński" jak to krąży anegdota o naszych nazwiskach ale czułam się tam "swojska" jak kiełbasa.
Przez Kępno płynie rzeczka o nazwie "Niesob" a ja se tę nazwę przerobiłam na "Lysop" i tak więc i tam mogłam się bawić w "One piece".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz